piątek, 26 października 2012

Codzienność

Tak, tak, wiem, ponad tydzień minął od ostatniego wpisu, a tutaj żadnej aktualizacji nie ma. Ale powodów takiej sytuacji przynajmniej kilka: nie mam żadnych nowych zdjęć do pokazania, bo nigdzie nie byłam w ostatnim czasie. Jak niektórzy mogli doczytać się na fejsbuku, w zeszły piątek dopadła nas pora deszczowa i przez kilka dni taki stan się utrzymywał, a więc niewielka przyjemność z wychodzenia, a raczej powód do jego unikania. Poza tym chwilowo uczelnia stała się odrobinę bardziej wymagająca niż w ostatnich tygodniach - modułowa organizacja roku, o której kiedyś pisałam, powoduje, że już kończy mi się kolejny przedmiot, a więc oddanie projektu grupowego, prezentacja, egzamin... A w zasadzie to powinnam powiedzieć, że już skończył mi się kolejny przedmiot. Prezentacja przedstawiona, egzamin napisany. Czyli... mam już ferie z okazji Wszystkich Świętych, które we Francji trwają tydzień. 

No więc komu w drogę... idę pakować plecak, bo Hiszpania czeka! 



czwartek, 18 października 2012

Uczelnianych przygód ciąg dalszy

Wraz z kolejnymi notkami z relacjami i zdjęciami z wyjazdów, coraz częściej pytacie mnie, czy ja na pewno przyjechałam tutaj na studia i czy jeszcze bywam na uczelni. A więc zapewniam, że tak i nawet podrzucę kilka uczelnianych newsów. :-)

Biblioteka
Organizacja tutejszej biblioteki jest co najmniej interesująca, przynajmniej z mojego polskiego punktu widzenia. Możemy się przechadzać między półkami jak w naszej czytelni, możemy wypożyczyć wszystko, co znajduje się na półkach. Pierwsza reakcja? Fantastycznie. Ale co się okazuje w rzeczywistości? Ano okazuje się, że większość książek to pojedyncze egzemplarze, niezależnie czy to jakaś specjalistyczna literatura, czy główny podręcznik do przedmiotu realizowanego przez 50 osób. Poza tym termin wypożyczenia to  2 tyg., ale nie znalazłam nigdzie informacji o karach za nieterminowy zwrot. O dziwo, książki jeszcze stoją na półkach, a na tydzień przed egzaminem, ów podręcznik wciąż był dostępny. Francuzi po prostu nie przeceniają swoich możliwości i nie pożyczają z zamiarem czytania, bo i tak wiedzą, że tego nie zrobią. :-)

Ksero
Uczelnia fajnie opracowała system ksero, druku i skanowania - każdy student ma określoną liczbę kopii dostępnych do wykonania bez opłat. W kilku miejscach na kampusie stoją kserokopiarki, z których można korzystać, poza tym w bibliotece jest możliwość druku i skanowania. Moja pierwsza myśl była - to jak kontroluje się, aby student nie przekroczył limitów? Ano nasza legitymacja studencka ma w sobie licznik tych kopii, a przy każdym użyciu sprzętu niezbędne jest zidentyfikowanie się. Całkiem sprytne. Ale największe zdziwienie było, jak kliknęłam 'drukuj' dla dokumentu 4-stronicowego, a po chwili maszyna 'wypluła' 2 kartki, zadrukowane dwustronnie, do tego od razu zszyte. :-)

Administracja
Wczoraj nadszedł taki moment, że musiałam wybrać się do uczelnianej administracji, z pozornie prostą sprawą. Mam obecnie przedmiot prowadzony częściowo po angielsku, częściowo po francusku z egzaminem po francusku. Profesor zgodził się, abym odpowiadała na pytania po angielsku, pod warunkiem że uzyskam zgodę administracji. Przez pierwsze 15 minut nikt nie wiedział, kto może taką kwestię rozpatrzyć i różne jednostki przekierowywały do innych. Ostatecznie sprawa wylądowała u Dyrektor Nauczania, która ponownie, tym razem mailowo, skontaktowała się chyba z wszystkimi możliwymi osobami, od wszelakiej administracji po profesora, ostatecznie wydając zgodę na odpowiadanie po angielsku, a nawet korzystanie ze słownika angielsko-francuskiego. Ale najbardziej zaskoczona byłam, że cała procedura zajęła 2h, a nie 2 tygodnie. ;-)


Jeszcze coś pewnie bym znalazła do opisania, ale to może innym razem. Teraz czas na obowiązki 'domowo'-naukowe. 


niedziela, 14 października 2012

Toulouse

Zauważyłam ostatnio, że moje wycieczki cechują się pewną tendencją - są coraz dalsze i do większych miast. W weekend, który właśnie dobiega końca, zwiedzałam Tuluzę. A czemu właśnie Tuluza? Powodów było co najmniej kilka - długo wahałam się, gdzie jechać na wymianę i do samego końca walczyła ona z Bordeaux. Poza tym uważana jest za jedno z ładniejszych miast francuskich, do tego to jedynie 250 km. Choć może powinnam używać czasu, jako miary odległości, bo 250 km we Francji, to ok. 2,5h, niezależnie czy samochodem czy pociągiem. Ale decydujący był fakt, że w ten weekend CQC w bardzo licznym gronie przyjechało do Tuluzy. 

A więc jak minął mi weekend? Była okazja porozmawiać sobie po francusku, wypić kawę w kawiarnio-pubie reklamującym się polską wódką, posiedzieć nad Garonną z bagietką, serem i winem, pomylić akcent włoski z hiszpańskim, a także zrobić duuuuużo zdjęć. Opisywać wszystkich nie będę, jak coś to pytajcie. :-) 













  








czwartek, 11 października 2012

Zwiedzamy Bordeaux (vol. 5)

Oto nadchodzi piąty (i ostatni!) odcinek serialu pt. Zwiedzamy Bordeaux, w którym pokażę Wam zdjęcia z wieczornego wyjścia na Place de la Bourse oraz z dzisiejszego spaceru po zachodniej części miasta, gdzie znaleźć można również trochę nowego budownictwa, o które ktoś mnie kiedyś pytał oraz centrum handlowe :-) Na dzisiejszych zdjęciach może nawet uda Wam się zobaczyć, jak bardzo zmienna jest obecnie pogoda. 











W ten sposób udało mi się na raty w miarę dokładnie obejść całe miasto. Jak już się zrobi szaro, buro i jesiennie, to może przyjdzie pora na jakieś muzea. A tymczasem w weekend zwiedzamy Tuluzę, i to w nie byle jakim towarzystwie! :-)


poniedziałek, 8 października 2012

Polski szturm na La Rochelle

W ten weekend doszło do szturmu polskich studentów na La Rochelle. A jak to się stało? Od przynajmniej dwóch, a może i trzech osób słyszałam, że skoro jestem w tej części Francji, to warto odwiedzić La Rochelle. Jakiś czas temu zainteresowałam się biletami na pociąg, trafiłam na promocję, więc ją wykorzystałam. Ale przez to, że decyzja była szybka i spontaniczna, to miałam jechać sama, a jedynie na miejscu spotkać się z Polką z informacji turystycznej, która obecnie tam studiuje. 
Ale w piątkowy wieczór niespodziewanie odezwał się kolega jeszcze z czasów gimnazjalnych, będący obecnie na wymianie w Nantes. Temat zszedł na miejsca odwiedzone we Francji, na plany na rozpoczynający się weekend... Szybki rzut oka na mapę. Efekt? W sobotę w porze obiadowej rozpoczęliśmy wspólne zwiedzanie miasta! Pogoda nie ułatwiała zadania, chmurzyło się, padało, ale nie poddawaliśmy się i odnajdywaliśmy kolejne ciekawe miejsca. A wieczór polskie studentki zabrały nas na imprezę Erasmusów. W niedzielę znalazł się czas na spacer po porcie, dalsze zwiedzanie miasta, pchli targ i ponowne chowanie się przed deszczem. Czyli za mną udany weekend, szkoda tylko, że nie udało się wybrać na wyspę 10 wiosek, czyli Ile-de-Re. 

Pierwsze wrażenie miasto zrobiło bardzo pozytywne - piękny budynek dworca kolejowego, świetnie zorganizowana informacja turystyczna, dobre mapki i komplet potrzebnych informacji. 




Centrum miasta skupia się wokół Starego Portu. Na pewno przyjemnie tam posiedzieć w letni, słoneczny dzień. Ale mimo chmur, również nieźle się prezentował. 







La Rochelle znane jest ze średniowiecznych fortyfikacji obronnych. Do dziś można zwiedzać trzy wieże zachowane z tego okresu. Schody nie były takie straszne i oczywiście wszystkie trzy zostały zwiedzone, a widoczki ze szczytu porównane. :-) 









Miasto samo w sobie sympatyczne, ale w porównaniu do bordowego, nie robi aż takiego wrażenia. W wielu miejscach pozostaje wrażenie, że renowacje nie zaszkodziłyby. 









Za to ratusz robi bardzo pozytywne wrażenie! Co prawda nie udało mi się wejść na zwiedzanie do środka, ale już sam budynek zachęca do wyjęcia aparatu.






W La Rochelle, oprócz Starego Portu, jest też obecna marina, gdzie obejrzeć można sporo żaglówek, na części łódek nawet ludzie mieszkają. 





I to by było na tyle z La Rochelle. :-) 
Kolejna wycieczka prawdopodobnie już wkrótce!