czwartek, 17 stycznia 2013

Cadillac

Jeśli tytuł wpisu przyciągnął tutaj fanów amerykańskich samochodów, to niestety muszę ich rozczarować - nie będzie o nich ani słowa. Ale jeśli przeszło Wam przez myśl, że dawno nie było żadnych relacji ze zwiedzania nowych miejsc, to mam coś dla Was. :-)

Tak się składa, że Cadillac to nazwa niewielkiej miejscowości oddalonej ok. 35 km od Bordeaux, do której już od dłuższego czasu się wybierałam. Kiedyś przeczytałam, że jest tam całkiem fajny średniowieczny zamek, więc czemu by nie zobaczyć. Szczególnie, że nad Loarę stąd daleko, więc nie było okazji zwiedzić żadnego z tych najsłynniejszych. Do Cadillac już kilkakrotnie miałam jechać, ale zawsze coś wypadło albo deszcz nie sprzyjał wybieraniu się na zwiedzanie. Dziś udało się!
Korzystając raz jeszcze z regionalnych autobusów w godzinkę dojechałam na miejsce i udałam się do informacji turystycznej, aby zapytać, czy jest tu jeszcze coś ciekawego poza zamkiem. Niestety informacja przez ten tydzień była zamknięta, więc pozostało poruszanie się na orientację. Nie było to zbyt trudne. Mikroskopijny rozmiar mieściny przerósł moje oczekiwania - zwiedzenie zamku i obejście wszystkiego wzdłuż i wszerz zajęło mi ok. godzinę. A jak wrażenia?
Zamek sam w sobie z zewnątrz całkiem ładnie się prezentował, jednak wnętrza nie zachwycały. Poza kilkoma ładnie zdobionymi kominkami, raczej puste pomieszczenia. W ogrodach tylko trochę zielonej trawki, ale to już efekt pory roku. A poza zamkiem całkiem sympatycznie wyglądający kościół, gdzie przy wejściu był plakat z życzeniami 'wesołych świąt' w wielu językach, po polsku również; trochę murów obronnych oraz dwie bramy 'miejskie'. Ale najfajniejsze wrażenie robiły uliczki, po których się przespacerowałam. A z innych obserwacji, to poważnie rozważyłam alternatywną nazwę dla Cadillac - miasteczko fryzjerów byłoby całkiem uzasadnione. Gdziekolwiek bym nie była, zawsze na horyzoncie były przynajmniej 2-3 zakłady fryzjerskie. 
A na koniec kilka zdjęć:









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz